Życiorys Edmunda Bojanowskiego
EDMUND BOJANOWSKI (1814 – 1871) urodził się w Grabonogu k. Gostynia. Jego ojciec Walenty i matka Teresa z Umińskich tworzyli rodzinę ziemiańską o bogatych tradycjach patriotycznych z terenu Wielkopolski. To oni ukształtowali w młodym Edmundzie wrażliwość na biedę ludzką oraz solidarność z walczącymi o wolną Polskę.
W wieku czterech lat Edmund ciężko zachorował. Dzięki wierze i modlitwie swojej matki został cudownie uzdrowiony. O fakcie tym świadczy po dzień dzisiejszy podarowane wówczas w podzięce przez matkę srebrne wotum - Oko Opatrzności Bożej. Znajduje się ono w kościele na Świętej Górze w Gostyniu.
Ze względu na słabe zdrowie Edmund początkowo uczył się prywatnie pod kierunkiem nauczycieli domowych. Od młodych lat odznaczał się umiłowaniem literatury i historii. Prowadził szeroką korespondencję z przyjaciółmi w kraju i za granicą; już w młodości brał udział w życiu umysłowo-literackim swych czasów. Podjął studia we Wrocławiu a potem Berlinie gdzie rozwijał swoje zainteresowania. Jednak słaby stan zdrowia nie pozwolił Edmundowi zwieńczyć nauki dyplomem.
W sytuacji, która dla wielu młodych ludzi bywa czasem załamania a niekiedy i desperackich decyzji on odnajduje swoją drogę życia. Wrócił w rodzinne strony i podjął rozliczne działania by szerzyć polskość w wielskim ludzie. Włączył się w prace w Kasynie Gostyńskim, zakładając m.in. czytelnie ludowe, by podnieść poziom kultury i moralności wśród ludu. W roku 1849, podczas epidemii cholery panującej w Wielkopolsce, Edmund swoje siły i czas poświęcił pielęgnowaniu chorych. Szczególnie osieroconym dzieciom, które pozostały w domach oddał swoje życie. W swoim mieszkaniu w Grabonogu przygotowywał leki dla najuboższych, które sam im zanosił. W Gostyniu założył Instytut, będący sierocińcem i szpitalikiem dla ubogich.
W 1850 r. powstała przy jego udziale w Podrzeczu k. Gostynia pierwsza wiejska ochronka dla dzieci, dla których ułożył program wychowania. Opiekę nad dziećmi i ich kształtowanie powierzył dziewczętom, które sam przygotował do pracy wśród najmłodszych.
Idea ta stała się zalążkiem Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny.
Pod koniec życia zapragnął zrealizować swoje dawne pragnienie kapłaństwa i w 1869 r. wstąpił do Seminarium Duchownego w Gnieźnie. Pogarszający się stan zdrowia uniemożliwił mu jednak osiągnięcie upragnionego celu. Arcybiskup Ledóchowski, powiedział wówczas: "Jestem przekonany, że Bóg chce tego szlachetnego człowieka uświęcić w stanie świeckim". Po opuszczeniu seminarium zamieszkał na plebani u swego przyjaciela ks. Stanisława Gieburowskiego w Górce Duchownej k. Leszna. Pociechą dla niego była bliskość obrazu Matki Bożej Pocieszenia, czczonego w miejscowym kościele. Zmarł 7 sierpnia 1871 r.
Mowę żałobną w parafii wygłosił ks. Gieburowski, w której podkreślił charakterystyczne rysy życia zmarłego: "(...) całe jego życie to jeden wątek miłości bliźniego, to ciągła pamięć o tym, który cierpi, a zapomnienie o sobie, to ustawiczne miłosierdzie. I dalej: "Powiedzcież sami, czyż was nie budował tym śp. Edmund, że sam będąc chory, o żadnym z was chorym nie zapomniał, choćby to było najdrobniejsze dziecię? Pełno miał plastrów, mikstur, ziółek, recept, kropli,(…) każdemu nimi służył. I nie dość mu było lekarstwo posłać, łyżką strawy od stołu nawet się podzielił; i nie chcąc przez kogoś innego siebie dać zastąpić, sam, mimo wielkiego śniegu i mrozu, wichru lub burzy, po parę razy dla braku tchu odpoczywając, idzie chorego odwiedzić".
Edmund przez całe życie był wiernym synem Kościoła Świętego. Wykorzystując zdolności dane mu od Boga poważnie potraktował i zrealizował swoje chrześcijaństwo. Każdy dzień rozpoczynał udziałem we Mszy Świętej i przyjęciem Komunii Świętej. Wobec Majestatu Bożego na kolanach rozwiązywał sprawy trudne i bolesne. Sam określał swoje bycie przed Panem, jako „oddychanie przed Bogiem”. Co roku uczestniczył w rekolekcjach zamkniętych u Ojców Jezuitów, a co tydzień przystępował do sakramentu pojednania. Odznaczał się synowską czcią Niepokalanej, którą też obrał za główną Patronkę założonego przez siebie Zgromadzenia Zakonnego.
Nie zrealizował pragnienia kapłaństwa, nie ograniczył swej miłości do jednej wybranej osoby, lecz włączył ją w nieograniczony horyzont Bożej miłości. Z autentycznej miłości Boga wypływała jego codzienna praktyka miłości bliźniego. Nie gonił za osobistą sławą ani karierą, lecz odznaczał się twórcza pracą w służbie ludzkości, co uczyniło go człowiekiem wielkiego formatu.
Jest to postać w dziejach Kościoła niemal wyjątkowa, człowiek, który przewidując przyszłe potrzeby Kościoła, wybiegał myślą daleko w przyszłość. Odgadywał kierunki rozwojowe pracy katolicko - społecznej i zadziwiał nowatorskimi pomysłami... Pragnął odrodzić świat pracy, oświecić go i umoralnić, zająć się tymi, którym najbardziej trzeba było oświaty. Już wtedy myślał o opiece nad dziećmi pracujących rodziców, co przecież dzisiaj jest tak aktualne. Już wtedy troszczył się szczególnie o sieroty. Pielęgnacja chorych w domach, szczególnie biednych, to również potrzeba czasów dzisiejszych...
Kardynał Stefan Wyszyński o Bojanowskim